10 stycznia 2016, godzina 13.30. Prawie cała Polska zasiadła
przed telewizory, aby obejrzeć naszych Mistrzów Świata. Wiadomo, że mecz z
reprezentacją Niemiec czy Rosji zawsze przysparza więcej emocji, takie mecze są
nie tylko o punkty, ale również o honor, udowodnienie który z narodów jest
lepszy.
Już od pierwszej piłki można było odczuć, że to nie jest
zwykły mecz siatkówki. To była wymiana ciosów, jak w boksie. Obydwie
reprezentacje bez gardy, liczyło się tylko to, która z ekip uderzy mocniej i
powali przeciwnika. Niestety, każdy trzymał się twardo na nogach i nawet nie
myślał, o poddaniu jakiejkolwiek piłki. Każda obrona, każde odbicie, to
dodatkowy stres u zawodników i dodatkowe nerwy u kibiców.
Pod koniec pierwszego seta parę błędów ze strony biało-czerwonych i
set dla naszych zachodnich rywali. W internecie pierwsze komentarze, że wyszli
z opuszczonymi głowami po porażce z Francją, że nic z tego nie będzie. Cóż. „Wiara
czyni cuda”.
Drugi set, za Kurka wchodzi Konarski, zaczynamy wygrywać
dłuższe wymiany po czym… psujemy zagrywki w pół siatki. Coraz więcej komentarzy,
że potrzebne zmiany, że to są chyba amatorzy. Z tym pierwszym zgodził się
trener Antiga, wprowadzając Fabiana Drzyzgę i Marcina Możdżonka Ten drugi
udowodnił już na MŚ, że potrafi wykorzystać swoje centymetry w bloku, wchodząc z kwadratu na najważniejsze akcje meczu. I tak też się
stało, kilka bloków i stan wyrównany. Komentarze wciąż negatywne, że to
szczęście, że to nie my wygraliśmy tego seta, tylko Niemcy go przegrali na
życzenie.
W trzecim secie jak w pierwszym, Niemcy objęli 2-3 punktowe
prowadzenie, a nasi nadal psuli zagrywki i przegraliśmy wyraźnie, bo do 16.
Hejterzy nie wychodzą z formy: „Nie da się tego wygrać. Niemcy wskoczyli na
właściwe tory, Grozer prowadzi machinę..”
Kolejny set, rywale znów szybko objęli prowadzenie, które z
upływem czasu powiększali. Wynik 11-7, na hali cisza ze strony polskich
kibiców, a przed telewizorami żałoba. Rio odjeżdża bezpowrotnie. Nic bardziej
mylnego! Polacy nadal z błędami w polu zagrywki, ale poprawili grę na siatce,
blokując gospodarzy. Pod koniec seta odrobinę lepiej z serwisami, nadal działał
blok i po przewagach wygrywamy, przedłużając szansę na możliwość gry w
kwalifikacjach.
Polscy kibice jak i zawodnicy, poderwani po wygranym secie,
wzięli się ostro do pracy. Hejterów też było ciężko znaleźć w internecie –
chyba każdy trzymał wtedy kciuki. W tie-breaku emocji co nie miara, niektórych
sytuacji z nerwów nie widziałem,bądź nie pamiętam, a gdyby zmierzono mi
ciśnienie – lekarz by uznał, że powinienem eksplodować. Wygrywamy, utrzymując
szansę na awans do Brazylii. Ehh.. Kolejne nieprzespane noce, budzik nastawiony
na 4.30.. Jak we wrześniu, bowiem znów będziemy grać w Japonii, w maju. Tym
razem o awans będzie łatwiej, gdyż do rozdania są 4 bilety, z czego 1 jest
zarezerwowany dla najlepszej drużyny azjatyckiej.
Z jednej strony – nasi pokazali charakter, emocje
porównywalne ze skokami Małysza na MŚ.
Z drugiej – dlaczego nasi nigdy nie mogą wygrać spokojnie, bez nerwów? Chociaż i tak wybrałbym mecz taki jak ten, to chciałbym chociaż jeden turniej, gdzie emocje będą dopiero w półfinale i finale, bowiem moje jak i wasze serca mogą tego nie wytrzymać, a włosy zmienią kolor wcześniej, niż z przodu waszego licznika pojawi się 3...
Z drugiej – dlaczego nasi nigdy nie mogą wygrać spokojnie, bez nerwów? Chociaż i tak wybrałbym mecz taki jak ten, to chciałbym chociaż jeden turniej, gdzie emocje będą dopiero w półfinale i finale, bowiem moje jak i wasze serca mogą tego nie wytrzymać, a włosy zmienią kolor wcześniej, niż z przodu waszego licznika pojawi się 3...
Teraz 5 dni przerwy i w piątkowy wieczór zaczynamy Mistrzostwa Europy szczypiornistów, które odbywać się będą w naszym kraju.. Oni to dopiero uwielbiają stwarzać nam dramaturgię!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz